Na papierze ten film jednak zdaje się nie kryć przed nami nic szczególnego. Typowe love story zmiksowane z porządnym heist movie. Historia jaką zdążyliśmy w kinie pochłonąć już nie jeden raz. Nową jakość nadaje zaś sama perspektywa z jakiej będziemy mieli okazję doświadczyć tego całego zamieszania – za pośrednictwem oczu i uszu tytułowego bohatera. Baby (Ansel Elgort) to chłopak jedyny w swoim rodzaju. Obdarzony niebywałą umiejętnością prowadzenia samochodów i świetnym gustem muzycznym, ale także posiadający dramatyczną przeszłość, wadę słuchu niepozwalającą mu się skupić bez ciągłego słuchania kolejnych to utworów na swojego ipoda i porządnym długiem do spłacenia u geniusza przestępczego półświatka – Doca (Kevin Spacey). Gdyby tego było mało, Baby się zakochuje i zaczyna powoli mu ciążyć przestępcze życie jakie jest zmuszony potajemnie prowadzić.
Co prawda nasz protagonista nijak nie pasuje do świata,
który go otacza i wręcz komicznie kontrastuje wśród bandy przestępców i
wyrzutków społecznych, ale nie da się też ukryć, że nie ma sobie równych w tym
co robi. Baby to istny diabeł za kierownicą. I nie mam tu na myśli jedynie
świetnej pracy kaskaderów jaką musieli odwalić przy tym filmie, ale samą choreografię
ucieczek i precyzję z jaką zostały poszczególne ujęcia zaplanowane. W rękach
Wrighta samochód staje się integralnym elementem ścieżki muzycznej wytyczonej
przez Baby`ego, a kolejne zakręty, efekciarskie piruety, pisk opon oraz ryk
silnika tworzą jeden spójny balet. To nie tyle montaż filmu jest podporządkowany
rytmowi muzyki co jego akcja. I to w całości, także poza trasą…
Nie ma bowiem znaczenia czy Baby spaceruje po ulicy, gotuje
śniadanie czy przygotowuje się do kolejnego skoku – jego Ipod zawsze będzie grać
pierwsze skrzypce. To obsesja, której powierza całe swoje życie, daje się
ponieść i kierować poprzez muzykę, podobnie jak reżyser tworząc ten film. Jest
to wręcz niebywałe z jak dużą pieczołowitością i dbałością o detale mamy tu do
czynienia. Rozpisując większość scen, podporządkowując im tempo oraz rytm
muzyki jednocześnie nie gubiąc przy tym fabuły filmu jest nie lada
osiągnięciem. Wright nie popada tu w pustą teledyskowość jak wielu jego kolegów
po fachu. Udaje mu się całe to szaleństwo w jakiś sposób trzymać w ryzach i nie
pozwala by warstwa dźwiękowa przyćmiła aktualnie opowiadaną historię. Tu
wszystko zdaje się ze sobą współgrać, żyć w pewnej przedziwnej symbiozie, tak
jakby jedno bez drugiego nigdy nie miało istnieć. Kreuje się w ten sposób przed
naszymi oczami jedyne w swoim rodzaju audiowizualne doświadczenie.
Problem jednak tkwi w tym, że Wright zdążył już przyzwyczaić
swoją widownię do swojego pokręconego stylu, sterty dziwactw i energii o mocy
bomby atomowej, a „Baby Driver” w zestawieniu z poprzednimi dziełami tego
reżysera wypada niczym wersja light tego co Brytyjczyk ma od siebie do
zaoferowania. Jest to najbliższy mainstreamowym standardom film jaki wyszedł
spod ręki tego twórcy. Co przy nazwisku takiego twórcy jakim jest Wright to nie
lada skaza. Z jednej strony można się cieszyć, że nie utknął w swojej
pastiszowej i przesadzonej do granic możliwości stylistyce, z drugiej zaś
marudzić na obranie tak banalnej w swojej prostocie ścieżki. Do tego sam
scenariusz nie pomaga, który wygląda jakby był odrysowany od jednego z
najpospolitszych szablonów z jakim widownia już od dawna jest zaznajomiona. Co prawda nie brakuje tu paru typowych dla Wrighta
twistów, a bohaterowie są na tyle charyzmatyczni i oryginalni, że nie sposób
się ich losem nie przejąć, jednak jest to w moim odczuciu trochę za mało by
traktować ten film jako unikalną i pełnokrwistą podróż, która została by ze mną
na trochę dłużej po opuszczeniu sali kinowej. Najnowsze dzieło Wrighta
zapamiętam raczej jako ciekawe doświadczenie. Mimo wszystko, „Baby Driver” to
udany projekt i pewnie jeszcze przez długi czas będzie stanowić jedyne w swoim
rodzaju widowisko. Co ważniejsze jednak, to kolejny dowód na to jak dużo można jeszcze
zdziałać w ramach kina blockbusterowego i, że nie istnieje żadna bariera, która
by dzieliła filmy autorskie od komercyjnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz